Ciasne szatnie, brzydkie loże, meble, fatalnie umieszczona orkiestra, firaneczki między lustrami w złotym barze i ,,pod orzech’’ malowane drzwi do pokoju artystów
– to słabsze strony i niedociągnięcia, które baczny krytyk-architekt Piotr Michał Maria Lubiński dostrzegł w „Adrii”, najelegantszym lokalu międzywojennej Warszawy oraz jednym z miejsc, gdzie można było posłuchać młodego Mieczysława Wajnberga.
Café Adria, czyli kompleks rozrywkowy z barami, kawiarnią i dancingiem, został otwarty w samym centrum miasta w 1931 r. Zajmował parter i podziemia monumentalnego budynku Towarzystwa Ubezpieczeniowego Riunione Adriatica di Sicurtá (projektu Edwarda Zachariasza Ebera) otwartego z wielką pompą kilka lat wcześniej – w roku 1929. Mimo ekonomicznego kryzysu, w „Adrii” można było zanurzyć się w luksusie.
Dyrekcja lokalu w ramach akcji promocyjnej wydawała nawet kartki pocztowe ze zdjęciami wnętrza, a znani artyści pili i konsumowali za darmo, bo sama ich obecność przyciągała klientelę. Zawsze można było tam spotkać polityków, urzędników oraz eleganckich i szarmanckich oficerów z Bolesławem Wieniawą – Długoszowskim na czele.
Na zachowanych zdjęciach widać zadowolonych gości sączących przez słomki modne drinki lub amerykańską nowość: Coca-colę, a w tle pary sunące w takt muzyki granej z estrad. Dancing był czynny po południu i przez całą noc. Nic dziwnego, że Mieczysław Wajnberg, który dobrze się czuł w repertuarze tanecznym –tangach, foxtrotach i slowfoxach - znalazł w „Adrii” zatrudnienie.
Poranna kawa i przeglądanie prasy w zimowym ogrodzie w kawiarni o przeszklonym dachu lub spędzenie wieczoru na dancingu lub w jednym z barów stało się atrakcją towarzyską i turystyczną od momentu otwarcia lokalu.
Piotr Michał Maria Lubiński, autor krytycznej architektoniczo-wnętrzarskiej recenzji lokalu, która ukazała się w „Wiadomościach literackich” z 17 maja 1931 r. pisał o prawdziwej „epidemia adriatica”, która ogarnęła Warszawiaków i przyjezdnych. Choć w jego opinii „najlepsze architektoniczne wnętrze kawiarniane w Warszawie” nie było wolne od wad (które zresztą sumiennie wyliczał), całość robiła kolosalne wrażenie nowoczesnością i bogactwem zastosowanych materiałów.
Do największych atrakcji „Adrii” należał bar amerykański - i była to jedyna przestrzeń, w której Piotr Michał Maria Lubiński nie dopatrzył się żadnych niedociągnięć, wprost przeciwnie uważał za najlepsze wnętrze projektujących „Adrię” architektów: Jerzego Gelbarda, Grzegorza i Romana Sigalinów oraz Edwarda Seydenbeuthela.
Część dancingowa lokalu, czyli obrotowy parkiet i Złoty Bar, znajdowały się w podziemiach budynku. Świetnie działała wentylacja: nie czuć było zaduchu ani dymu papierosowego, mimo że „Adria” mogła pomieścić 1200 – 1500 osób, a nawet więcej, jeżeli w programie był ciekawy koncert Hanki Ordonówny lub Jerzego Petersburskiego i Artura Golda.
Czerwone wentylatory są doskonałe. – zachwycał się Lubiński - Jest w nich coś z wielkich okrętów, coś z czystego piękna techniki współczesnej. Równie udane jest oświetlenie dolnej szatni i ciemna wnęka z drzwiami do kabiny telefonicznej i tualet. Zresztą wzajemna ich bliskość jest poważnym błędem sytuacyjnym.
Mieczysław Wajnberg pracował w „Adrii” jako pianista przed wojną i zaraz po jej wybuchu, a o wieczornym występie z 6 września 1939 r. opowiadał jako o swoim pożegnaniu z Warszawą i rodzinnym domem:
W nocy z 6 na 7 września grałem w kawiarni. Wróciłem do domu i pamiętam, że mama dała mi kompot z jabłek i kanapkę z szynką. Przez wszystkie poprzednie dni polska propaganda zapełniała, że nasze wojsko walczy i odnosi sukcesy, aż tu nagle w radiu nadali komunikat, że „jak to na wojence bywa”, nieprzyjaciel zbliża się do Warszawy, zatem wszyscy mężczyźni powinni opuścić miasto. Mama i ja wpadliśmy w okropną panikę, a rano, razem z siostrą, ruszyliśmy na wschód. Siostrzyczka szybko jednak wróciła do mamy i taty, gdyż strasznie uwierały ją buciki. Ja tymczasem powędrowałem przed siebie.
– to wspomnienia opublikowane w 1994 w piśmie „Muzykalnaja akademija”.
W czasie wojny „Adria” działała, ale jako lokal zamknięty dla Polaków. Do dziś wspomina się samobójczą misję Jana Krysta, który 22 maja 1943 roku wtargnął do „Adrii”, zastrzelił trzech Niemców, dwóch kolejnych ranił i sam zginął. Młody żołnierz AK uzyskał specjalne pozwolenie na dokonanie tego ataku jako odwetu za masowe rozstrzeliwania ze względu na fakt, że był śmiertelnie chory. W czasie Powstania Warszawskiego w „Adrii” działał Wydział Propagandy Komendy Głównej AK.
W połowie sierpnia 1944 r. budynek został poważnie uszkodzony: 600mm pocisk moździerzowy przebił wszystkie stropy i parkiet "Adrii. Decyzję o odbudowie podjęto dopiero w latach sześćdziesiątych. Zachowano charakterystyczną przedwojenną fasadę z imponującą kolumnadą, ale nadbudowano nad nią dodatkową kondygnację. Wnętrz nie odtwarzano, choć w 1973 r. otwarto na nowo kawiarnię i nocny lokal, którego atrakcję stanowił program kabaretowy rozpoczynający się o północy i striptiz.