W maju 2021 roku Komisja do spraw Nazewnictwa Miejskiego Rady m.st. Warszawy podjęła decyzję, by zachodniemu fragmentowi ul. Krochmalnej, który łączy się z ul. Chłodną nadać imię Mieczysława Wajnberga.
To nowy, powojenny odcinek Krochmalnej, która dawniej wyglądała zupełnie inaczej. W czasach dzieciństwa kompozytora ulica Krochmalna, idąca w linii prostej ze wschodu na zachód przecinała Żelazną, nie meandrując między budynkami.
Prawdopodobnie trudno byłoby mu sobie wyobrazić, gdzie znajduje się ulica nazwana jego imieniem. Przed wojną były to zabudowane posesje: Krochmalna 54 i Chłodna 29. Zmiana biegu Krochmalnej od Żelaznej po Wronią była spowodowana m.in rozbudową browarów warszawskich.
Przy skrzyżowaniu dzisiejszej Wajnberga i Chłodnej znajduje się budynek, który mógł zwrócić uwagę kolorami filmowych plakatów w witrynach umieszczonych na fasadzie wzdłuż chodnika. Tak reklamowało się kino „Czary”. W okresie międzywojennym pracujący tam kinooperator miał na imię Damazy, a że taśma filmowa często się zrywała i następowały przerwy w projekcji, dowcipni widzowie ukuli powiedzenie: „Panie Damazy puszczaj Pan obrazy”.
Natomiast Leopold Tyrmand, młodszy od Mieczysława Wajnberga o rok, wspomina charakterystyczną atmosferę starego kina:
Mała, brudna, zapluta salka, zaduch i „ciąg dalszy za chwilę” co parę minut w najbardziej interesujących momentach, i deszcz na płótnie na starej wysuszonej taśmie. Takie kina to były uniwersytety naszego pokolenia w wielkich miastach. Chłonęliśmy z ekranu wiedzę o życiu i ideały, przykazania, etykę i gestykulację. Kształtowaliśmy naszą dziesięcioletnią moralność na herosach niemego filmu. Douglas Fairbanks i Eddi Polo, Harry Piel i Tom Mix wyznaczali nasze zasady w tym samym stopniu, w którym d’Artagnan, Winnetou, Tom Shatterhand i Pan Wołodyjowski kształtowali naszych ojców.
Kamienice przy rogu Chłodnej i Wajnberga pomimo, iż nie prezentują się okazale są jednymi z najstarszych budynków w tej części miasta.
Przed drugą, a nawet pierwszą wojną światową, Krochmalna była ulicą targowo-przemysłową. Pierwotnie nazywała się Lawendowa, co mogło być nawiązaniem do kwitnących i pachnących ogrodów. Nazwę tę zmieniono pod koniec XVIII w. za sprawą fabryczki krochmalu.
Skrzyżowanie z Żelazną, a więc miejsce, gdzie urodził się Mieczysław Wajnberg, znajdowało się bliżej strefy przemysłowej, czyli w rejonie fabryk i magazynów rozlokowanych na posesjach bliżej zachodniego krańca ulicy. Przy Krochmalnej działały słynne na całe Imperium Rosyjskie warszawskie browary: najpierw był to zakład Ludwika Suchockiego, który w połowie XX wieku został wykupiony przez Błażeja Haberbuscha i Jana Henryka Klawe. Dalej na zachód, pod nr 92, wzniesiono budynek Domu Sierot, założonego i prowadzonego przez Janusza Korczaka i Stefanię Wilczyńską. Budynek z lat 1911–12 przetrwał wojnę, ale dziś ma inny adres: ul. Jaktorowska.
Natomiast budynki oznaczone niskimi numerami należały do strefy handlu spożywczego – były zapleczem targowisk powstających w rejonie pl. Mirowskiego. Dziś to mała alejka ukryta wśród parkowej zieleni między Halami Mirowską i Gwardii a budynkami Osiedla za Żelazną Bramą.
Kilka lat przed wybuchem I wojny światowej rejon Warszawy, do którego sprowadzili się Wajnbergowie prezentował się dość przerażająco i fascynująco zarazem.
Na Krochmalnej panował huk i zgiełk. Przez otwarte drzwi wylewano pomyje, brudy płynęły wypełnionymi rynsztokami. Ktoś otworzył okno i wyrzucił śmieci. Na tej ulicy znajdowało się wiele piekarń, z kominów wydobywały się kłęby dymu. Stajnie przyciągały roje much. Ulica pulsowała życiem. Szewcy na zydlach reperowali obuwie przed drzwiami warsztatów. Kobiety kołysząc niemowlęta siedziały na stołkach i schodkach domów. Banda uliczników szła za niemową, wołając chórem: „Bałwan!” Żony kłóciły się z mężami, a sąsiedzi usiłowali ich godzić.
- to opis z powieści Dwór napisanej przez Izaaka Bashevisa Singera, który mieszkał w tej okolicy między 1908 a 1917.
Na wiosnę 1914 r., a więc dwa lata przed przyjazdem Wajnbergów, Singerowie zmienili mieszkanie na większe i bardziej komfortowe: z Krochmalnej 10 na Krochmalną 12. Była to typowa warszawska kamienica z kilkoma wewnętrznymi podwórkami „studniami”.
Mieściło się tu całe miasto. Były trzy ogromne podwórza. Ciemne wejście pachniało świeżo pieczonym chlebem, bułkami, obwarzankami, kminkiem i dymem. Bochenki drożdżowego chleba zawsze leżały na zewnątrz, poukładane na deskach, i rosły. Pod numerem 12 znajdowały się dwa chasydzkie domy nauki, radzymiński i miński, jak również synagoga dla przeciwników chasydyzmu. Była tam też zagroda, w której przez cały rok trzymano krowy na łańcuchach przymocowanych do muru. W niektórych piwnicach straganiarze z placu Mirowskiego przechowywali owoce, w innych konserwowano jajka w wapnie. Z prowincji przyjeżdżały furgony. Dom wypełniony był Torą, modlitwą, handlem i ludzkim znojem. W niektórych mieszkaniach zainstalowano nawet telefony.
– wspomina Singer w autobiograficznej książce Urząd mojego ojca. Wygody tego nowego mieszkania to gazowe oświetlenie i kuchnia na licznik uruchomiany przez wrzucenie monety oraz własna toaleta.
Kamienica przy Żelaznej 66, do której sprowadzili się Wajnbergowie z pewnością także wyróżniała się wysokim standardem. O jej statusie do dzisiaj świadczą architektoniczne detale takie, jak: bogato zdobione balustrady czy porcelanowe kafle wstylu wiedeńskim w przejeździe bramnym.